Panasonic Lumix GH7 odziedziczył sprawdzony, dopracowany korpus po modelu Lumix GH6. Całość jest uszczelniona, ma spory grip i udaną ergonomię. Nie zabrakło obracanego, 3-calowego wyświetlacza LCD o rozdzielczości 1,84 mln punktów, wizjer OLED 3.68 Mp i dwóch gniazd pamięci na karty SD i CFExpress typu B.
Najważniejsze są tu jednak jego możliwości filmowe. Aparat ma matrycę Live MOS 4/3 o rozdzielczości 25.2 Mpix, czyli prawdopodobnie ten sam sensor, co w Lumxie G9 II. Nowa matryca pozwala na nagrywanie w rozdzielczości do 5,7K (5728 × 3024) 4:2:0 10-bitów 60p (17:9) i w anamorficznym trybie 5,8K (5760 × 4320) 30p 4:2:0 10-bitów. Oferuje także 10-bitowy zapis 4:2:2 C4K/4K 60p oraz 10-bitowy slow motion 4K 120p 4:2:0 i FullHD 240p 4:2:2. Do tego, imponuje możliwości wewnętrznego zapisu z kodekami ProRes 422 HQ i ProRes 422 przy 5.7K 30p, a przy 60p przez HDMI. Ważną nowością jest ulepszony tryb Dynamic Range Boost (DR Boost), który uruchamia się automatycznie w nagraniach wideo do 4K 60p, pozwalając na pracę z czułością od ISO 500.
Jak w innych Lumixach z wyższej półki, także GH7 umożliwia bezpośredni zapis materiałów na zewnętrznych dyskach SSD, funkcję REAL TIME LUT i live streaming. Do tego, Lumix GH7 ma wbudowany wentylator i nowoczesny procesor, dzięki czemu aparat praktycznie nie ma limitów czasu nagrywania. Przynajmniej, do czasu zapełnienia nośnika danych. Tyle teorii, a jak GH7 wypada w praktyce? Zapraszam do mojej recenzji!