Na mojej ostatniej sesji były wybuchy konfetti, lanie wodą i dużo zamrażaniu ruchu błyskiem. W tym artykule i materiale wideo tłumaczę krok po kroku, jak wykonałem swoje zdjęcia. Radzę, czym różnią się lampy błyskowe, jak je ustawić, aby skutecznie zatrzymać ruch na zdjęciach oraz na jakie parametry zwrócić uwagę, aby uzyskać efektowne rezultaty.
Wiele z nas myśli, że błysk, nieważne o jakich parametrach, idealnie sprawdzi się przy zamrażaniu ruchu w fotografii. W końcu nasze oczy i tak nie widzą różnicy między krótkim a dłuższym błyskiem. Okazuje się jednak, że błysk błyskowi nierówny. Zaskoczenie przychodzi, kiedy trzeba zrobić ujęcie z rozbryzgiem wody, wystrzałem konfetti, czy nawet podskokiem modelki. Tu czas błysku ma kluczowe znaczenie.
Zapraszam na materiał wideo, w którym zobaczycie, jak wykonałem dwie sesje z lampami Profoto. W artykule poniżej wchodzę w temat, idąc w detale i wyjaśniam, dlaczego dobre lampy błyskowej robią różnicę.
Trochę teorii: na co zwrócić uwagę przy wyborze lampy błyskowej?
Kiedy spojrzymy na specyfikację lamp błyskowych, oko amatora dostrzeże głównie moc, ewentualnie regulację. Różnic jest jednak znacznie więcej. Pokaże wam to na przykładzie lamp z najwyższej półki, które w tym kontekście, dosłownie i w przenośni, świecą przykładem.
Do przygotowania tego artykułu wykorzystałem lampy Profoto: dwie sztuki Profoto D2 i jedną Profoto B10 Plus. To lampy najwyższej jakości, które wprawdzie nie są tanie, ale za wyższa cena idzie w parze z jakością i ogromnymi możliwościami. Czym zatem różnią się lampy z wysokiej półki, od tych podstawowych?
Podstawowe lampy umożliwiają regulację mocy w zakresie od pełnej do 1/32. To w wielu sytuacjach w zupełności wystarczający zakres, o ile chcemy pracować na przysłonie od f/4 w górę. Oczywiście moc samego światła regulujemy również odległością czy liczbą zastosowanych płaszczyzn dyfuzyjnych, ale w normalnych warunkach f/4 to minimum. Możemy to obejść, stosując filtry szare na obiektyw i wtedy z f/4 zrobimy f/1.4 przy filtrze ND8, ale jak widzicie, trzeba się trochę nagimnastykować.
Lampy z wysokiej półki oferują regulację nawet do 1/256 czy 1/512 mocy i bardzo małe skoki pomiędzy poszczególnymi wartościami, więc jedyne, co trzeba zrobić to zmniejszyć moc na wyzwalaczu. Do tego lampy z niższej półki, po zmniejszeniu mocy trzeba ręcznie wyzwolić lub one same wyzwolą błysk. Muszą rozładować kondensatory i naładować je na nowo, niższą mocą. Używając lamp Profoto, nic takiego nie ma miejsca. Po zmianie mocy, po prostu fotografujemy z taką mocą, jak ustawiona jest na ekranie lampy.
Powtarzalność, stabilność
Powtarzalność mocy błysku oraz jego stabilność w lampach błyskowych to parametry, na które mało kto zwraca uwagę. Tymczasem w profesjonalnej pracy, oba parametry mają kolosalne znaczenie.
Lampy z niskiej półki delikatnie zmieniają parametry błysk do błysku, a różnica w kolorze przy minimalnej i maksymalnej mocy może wynosić nawet 1000 Kelwinów. Błysk do błysku może mieć delikatnie inną moc czy kolor. Nie ma to tak dużego znaczenia, jeśli każde zdjęcie ma być inne, ale jeśli zależy nam na powtarzalności, korygowanie balansu bieli czy ekspozycji na długich seriach zdjęć będzie bardzo uciążliwe.
Robiąc serię zdjęć przy użyciu lamp Profoto, każdy błysk będzie niemal identyczny, co w wielu sytuacjach ma kolosalne znaczenie. W galerii poniżej umieściłem serię 16 zdjęć, które robiłem przy okazji jednego ze zleceń. Nie ma tu żadnych problemów z kolorem czy ekspozycją. Wszystkie klatki mają dokładnie te same ustawienia.
Szybkość ładowania
Lampy z niskiej półki nie mają możliwości robienia zdjęć seryjnych. Robią 1-2 klatki na sekundę, nawet na minimalnej mocy. To znów – w wielu sytuacjach będzie wystarczające, ale chcąc robić zdjęcia, gdzie zależy nam na idealnie uchwyconym momencie, po prostu nie będziemy mieć takiej możliwości. Ja, często fotografując jedzenie, muszę mieć lampy, które nadążą za tempem 5-7 kl./s. To istotne, ponieważ przy sesjach tego typu, potrawy czy desery są często polewane sosem, polewą czy bitą śmietaną. Lampy Profoto umożliwiają pracę nawet z szybkością 20 kl./s na minimalnej mocy, ale zwiększając ich moc, szybkość ładowania nieco spada. Jednak wspomniane 5-7 kl./s jest jak najbardziej realne.
Systemy TTL i HSS – jak działają i kiedy z nich skorzystać?
Systemy TTL i HSS występują tylko w lampach z wyższej półki, jak Profoto. W klasycznych warunkach nie są niezbędne, ale warto wiedzieć, za co odpowiadają i kiedy można z nich skorzystać. Wszystkie z moich lamp Profoto oferują oba tryby i chętnie wykorzystuję ich możliwości.
Tryb TTL
TTL to system automatycznego pomiaru błysku. Lampa wyzwala wtedy przed błysk pomiarowy, który odbija się od fotografowanego obiektu i trafia do obiektywu aparatu (z ang. „Through the Lens”). Następnie na tej podstawie obliczana jest moc błysku finalnego. To świetna sprawa kiedy często zmieniamy położenie lampy w stosunku do obiektu. Kiedy jednak pracujemy nad dłuższą serią zdjęć, lepiej przejść do trybu manualnego. Tu też nie ma problemu, żeby pomiar pierwszego błysku zrobić automatycznie i następnie wykorzystać tę moc do przejścia na manual. Warto wspomnieć, że Profoto ma najlepiej rozwiązany ten tryb, który działa po prostu najbardziej powtarzalnie.
Tryb HSS
HSS to system, który pozwala na pracę z krótkimi czasami otwarcia migawki. W normalnej sytuacji, skracając czas do np. 1/1000 s, na zdjęciu pojawi się czarny pasek. Jednak wykorzystując HSS, możemy pracować z dowolnym czasem naświetlania - do 1/8000 s włącznie. Lampa przechodzi wtedy w tryb wyzwalania błysku pulsacyjnie, dzięki czemu błysk staje się de- facto dłuższy i wypełnia całą matrycę podczas przechodzenia szczeliny migawki nad nią. To oczywiście spory skrót, ale o samych tych systemach można byłoby napisać oddzielny artykuł.
Czas trwania błysku
Dochodzimy do sedna, czyli czasu trwania błysku. Z tej funkcji naszych lamp Profoto będziemy dzisiaj korzystać w największym stopniu.
Lampy z niższej półki mają po prostu długi czas trwania błysku. Nasze oczy nie są w stanie zarejestrować czy błysk jest krótki, czy długi, bo nadal mówimy o ułamkach sekund. Dla przykładu – lampa z niższej półki przy 1/32 mocy daje czas na poziomie 1/740 s., a Profoto D2 – 1/3500 s. w normalnym trybie i 1/7400 s. w trybie freeze. To właśnie dzięki krótkiemu czasowi błysku jesteśmy w stanie mrozić ruch.
Lampa z niższej półki - jak widać, włosy są po prostu rozmyte.
Profoto D2 - włoski można dosłownie policzyć.
Dlaczego zatem nie mrozić trybem HSS? Trzeba wziąć pod uwagę, że lampa wtedy błyska słabiej, a dodatkowo skracając czas otwarcia migawki, należy zwiększyć jej moc. Wtedy wchodzimy w błędne koło, bo z jednej strony skracamy czas otwarcia migawki, a z drugiej – wydłużamy błysk. Zrobiłem więc porównanie.
Wykorzystałem lampę Profoto D2, aby wykonać dwa zdjęcia z czułością ISO 200 i przysłoną f/8. Przy pierwszym zdjęciu ustawiłem czas 1/250 s. bez HSS, a na drugim wykorzystałem czas 1/3200 s. z trybem HSS. Co ważne – w trybie HSS lampa błyskała już pełną mocą, a jasność była i tak mniejsza, niż na zdjęciu bez HSS. Jak widać, na zdjęciach, przy wykorzystaniu krótkiego czasu błysku, efekt jest znacznie lepszy niż przy wykorzystaniu trybu HSS.
Profoto D2, ISO 200, f/8, 1/250 s. bez HSS. Nawet najdrobniejsze kropelki są idealnie ostre.
Profoto D2, ISO 200, f/8, 1/3200 s. HSS. Generalnie Profoto D2 dobrze mrozi ruch właściwie w każdych warunkach, ale pracując z pełną mocą w HSS, drobne kropelki są już wyraźnie poruszone.
Dodatkowo należy zwrócić uwagę na to czy producent podaje wartość czasu t 0.1, czy t 0.5. To bardzo ważne, bo porównywanie obu czasów nie ma większego sensu. Czym różnią się te dwa pojęcia?
– t 0,1 to wartość, w której czas błysku mierzony jest od jego początku do wygaszenia w 90%;
– t 0.5 to wartość, w której czas błysku mierzony jest od początku do wygaszenia go w 50%. W t.05 pozostałe 50% błysku nadal może mieć negatywny wpływ na zarejestrowanie poruszenia w kadrze. Zresztą dobrze obrazuje to grafika poniżej.
Jak pokazuje powyższy wykres, lampy Profoto mają podstawowy czas błysku na świetnym poziomie. Pomiary wykonałem światłomierzem Sekonic L-858D, więc są najbardziej miarodajne. Dodatkowo w lampach Profoto, mamy możliwość włączenia trybu freeze, który znacznie skraca czas błysku. Ten tryb jest rewelacyjny jeśli chodzi o mrożenie ruchu, choć wtedy lampa może błyskać mniej rygorystycznie jeśli chodzi o kolor. W normalnym trybie, wahania temperatury błysk wynoszą +/- 20K, natomiast w trbie freeze: +/- 50K. W praktyce – najlepiej pracować w trybie normalnym, który i tak ma świetne czasy błysku, a tryb freeze włączać dopiero wtedy, kiedy jest to naprawdę niezbędne.
Przygotowanie do sesji z lampami Profoto
Mamy solidne podstawy teoretyczne. Już wiecie, czym różni się lampa z niższej półki od najlepszych na rynku. Podsumowując – w Profoto znajdziecie świetną jakość wykonania, najwygodniejsze mocowanie akcesoriów, ogromną regulację, wspaniałą szybkostrzelność, powtarzalność i krótki czas błysku, który możemy dodatkowo skrócić trybem freeze.
Moje sceny zbudowałem na podstawie trzech lampy – dwie sztuki moich ulubionych Profoto D2, które są jednymi z najszybszych lamp na rynku i jedną sztuką B10 Plus, która z kolei jest najbardziej uniwersalną lampą na rynku, bo oferuje zasilanie bateryjne i sieciowe bez dodatkowych adapterów. Do tego jest bardzo mała i lekka, a nadal oferuje pełne 500Ws mocy.
Do zbudowania obu scen wykorzystałem statywy Manfrotto 1005BAC oraz Avenger C-STAND KIT 33. To świetne i stabilne konstrukcje. Jeśli korzystamy już z drogich, profesjonalnych lamp, nie ustawiajmy ich na statywach wątpliwej jakości.
Aparat, którego używałem to Olympus E-M1 Mark III, który zapewnia świetną szybkostrzelność, a matryca 4/3 w dużym uproszczeniu daje większą głębię ostrości, na której mi zależało. Do tego wykorzystałem obiektyw 12-100 mm f/4 PRO, który jest niesamowicie uniwersalny i daje ekwiwalent ogniskowej 24-200 mm ze stałym światłem f/4. Całość podłączyłem do mojego komputera, w którym realizowałem tethering do Capture One 21.
CaptureOne 21 to najlepsze oprogramowanie do tetheringu – najszybsze, a do tego najlepiej pokazuje kolory. Lightroom znacznie wolniej zgrywa zdjęcia, szczególnie że fotografując Olympusem muszę robić to trochę na około – używając programu Olympus Capture.
Jeśli chodzi o modyfikatory, wykorzystałem ich zaledwie kilka. Pierwszy to parasol Profoto Deep Silver XL. To jeden z moich ulubionych modyfikatorów, bo w obrębie jednego rozwiązania możemy uzyskać wiele charakterów światła. Od supermiękkiego po założeniu dyfuzora, po bardzo skupione, kiedy czaszę parasola przysuniemy do palnika.
Drugi modyfikator to biały Beauty Dish, który daje miękkie, choć dość kontrastowe światło z przyjemnym hotspotem na środku. Mimo że jest znacznie droższy od chińskich zamienników, to jego wykonanie jest na najwyższym poziomie, a metal jest znacznie sztywniejszy. Dodatkowo wykorzystywałem również także czaszę Profoto Zoom Reflector, która może skupić światło i zwiększyć efektywną moc lampy.
Pierwsze skrzypce zagrały jednak filtry barwne. To jedna z największych zalet Profoto – możliwość łączenia modyfikatorów. W związku z tym, że palnik ukryty jest pod płaskim szkłem, bez problemu możemy założyć na niego filtry. Ja wykorzystałem pierwszą generację filtrów OCF. Dzięki tej konstrukcji możemy użyć filtrów razem z parasolem czy softboxem (bez montażu parasolkowego). W przypadku disha, po prostu wkleiłem filtr gaffer tapem – zadziałało idealnie.
Lampy Profoto w praktyce – test
Po teorii i dobrym przygotowaniu przyszedł czas na zdjęcia! Wykonałem w sumie dwie sesje.
Sesja #1: Amelia na imprezie
Pierwsze zdjęcia miały mieć mocno imprezowy klimat. Kolorowa kurtyna, cekinowa sukienka, a do tego konfetti – zamrożone w locie. Światło było dość prosto ustawione. Główne to Profoto D2 z dużym parasolem. Wypełniające, po drugiej stronie z filtrem Peacock Blue, które dodało niebieskozielonego charakteru, szczególnie na lewej stronie zdjęcie. Do tego dodałem złocistego charakteru z lampą Profoto B10 Plus i filtrem Full CTO, którą ustawiłem za kurtyną.
Kiedy wszystko było gotowe, ustawiłem aparat na szybkość 7 kl./s. Wcześniej zrobiłem jeszcze tzw. czarną klatkę, czyli zdjęcie z parametrami finalnej ekspozycji, tj. 1/250 s., f/4 i ISO 200, ale bez włączonych lamp. Wystarczy wyłączyć wyzwalacz i zrobić zdjęcie.
To niezwykle ważne przy tego typu zdjęciach. Musimy pozbyć się całego światła zastanego. W przeciwnym wypadku aparat zarejestruje ruch szybko poruszających się obiektów nie tylko w czasie trwania błysku (np. 1/9000 s.), ale również przez resztę czasu naświetlania, czyli 1/250 s. My, specjalnie przed przygotowaniem tego artykułu i filmu zamontowaliśmy zasłony z black-outem w studio.
Poniżej możecie zobaczyć wybrane zdjęcia z serii 50 klatek wykonanych jedna po drugiej. Wszystkie fotografie z tej sesji w pełnej rozdzielczości można pobrać TUTAJ.
Oczywiście, podczas takich zdjęć robimy mnóstwo mniej udanych fotografii, a finalnie wybieramy jedno-dwa te najbardziej udane. Mnie najbardziej przypadło do gustu zdjęcie z końca opadania konfetti na ziemię. Ma bardzo wesoły wydźwięk. Widać, że wystrzały były po prostu dobrą zabawą!
Sesja #2: zabawy z wodą
Co prawda śmigusa-dyngusa nie lubię, Amelia podobnie, ale czego nie robi się dla zdjęć? W drugiej sesji miało być kolorowo, ale bez uśmiechu. Do tego postanowiłem, że nie będę robił żadnych fotomontaży. „Composite” byłby prostszy, bo mógłbym sfotografować Amelię jeszcze suchą, lub zrobić tylko jedno zdjęcie gdzie Amelia byłaby polewana, a resztę rozbryzgów sfotografować osobno i dokleić je w Photoshopie. Jednak moim celem było uchwycenie dobrych momentów bez wykorzystania postprodukcji. Liczę się z tym, że Amelia nie ma idealnej fryzury, ale coś za coś – to czysta fotografia z delikatnym retuszem.
Przede wszystkim musiałem zadbać o studio. Wylanie kilkunastu litrów na podłogę nie jest dobrym pomysłem. Wykorzystałem więc grubą folię malarską, ale Amelię ustawiłem w dmuchanym basenie, dzięki czemu woda, trafiająca w nią, spływała w bezpieczne miejsce. Tak naprawdę, byłem bardzo zdziwiony, jak szybko udało się nam to posprzątać. Wodę z basenu wylaliśmy z powrotem do pojemnika, a łapiąc za 4 rogi folii, zrobiliśmy z niej worek, który następnie przebiliśmy od spodu, kiedy był nad pojemnikiem. 5 minut i po bałaganie! Wróćmy jednak do zdjęć.
Głównym światłem była znów Profoto D2 z parasolem Deep Silver Umbrella XL, ale uzupełniłem całość o filtr Peacock Blue, który dodał niebieskozielonego charakteru. Finalnie i tak delikatnie zmieniłem kolor na bardziej niebieski. Światłem wypełniającym była lampa Profoto B10 z filtrem Rose, która świeciła na lewą część Amelii. Nie zabrakło również kontry, która podkreślała rozbryzgi. Tu użyłem białego disha, do którego wkleiłem filtr Just Blue. Ot – cała magia.
Tu zrobiliśmy wiele serii zdjęć, ale z każdego rozlania wychodziło maksymalnie jedno przyzwoite zdjęcie. Do tego, zrobiłem jeszcze dwa portrety – jeden nieco dalszy, drugi – bardziej skupiający się na detalu. Cały czas pracowałem w trybie seryjnym. W przeciwnym wypadku taka sesja trwałaby długie godziny, a my, całość, razem z nagraniem filmu zrobiliśmy w około 4-5 godzin.
Ponownie lampy Profoto po prostu dały radę, naświetlając równo każdy kadr. Dobra robota!
Podsumowanie. Lampy Profoto – czy są warte swojej ceny?
Lampy Profoto są świetnie zbudowane i mają wszystko, czego dusza zapragnie – krótki czas błysku, elastyczną i dokładną regulację, są superpowtarzalne, mają TTL i HSS i robią nawet 20 kl./s. Wykonując zdjęcia profesjonalnie, nie mogę sobie pozwolić na to, żeby sprzęt mnie ograniczał – jak choćby przy wspomnianej na początku sesji z polewaniem naleśników sosem. To oczywiście kosztuje, więc nie jest to sprzęt dla każdego. Z drugiej strony, za ceną idzie jakość i możliwości, które na pewnym poziomie są po prostu wymagane.
Fotograf i bloger. Na co dzień realizuje liczne sesje zdjęciowe – nie straszne mu kulinaria, wnętrza czy zdjęcia biznesowe. Jest autorem licznych poradników o fotografii, jak również jednej z największych w Polsce baz wideoporadników o postprodukcji zdjęć. Po pracy spełnia się w sesjach portretowych, kocha podróżować. Jest zakręcony na punkcie gadżetów technologicznych i uwielbia dobrą kuchnię. Twierdzi, że fotografia to najlepsze, czym można się zająć – w końcu łączy się pasję z pracą.