Ja zdecydowałem się na Olympus M. Zuiko 60 mm f/2.8 ED MSC Macro czarny z uwagi na jego niewielkie wymiary i świetną jakość, choć w przypadku tej sesji, spokojnie mogłem użyć wspomnianego Olympus M. Zuiko Digital ED 12-100mm f/4 IS PRO. Sam aparat w tego typu zdjęciach nie ma aż tak dużego znaczenia – i tak pracujemy na niskim ISO, a modelka nie rusza się zbyt szybko, więc fajerwerki w postaci zaawansowanych uszczelnień, dużej szybkostrzelności czy najszybszy układ AF na rynku nie są niezbędne. Obiektyw będzie znacznie ważniejszy, choć myślę, że mając nawet jakiegoś taniego ultrazooma typu 14-150 czy 28-300, też damy radę – w końcu i tak pracujemy na domkniętej przysłonie.
Dobrze jest wykorzystać funkcję teteheringu, czyli podłączyć aparat do komputera i na bieżąco oglądać efekty na większym ekranie. Tu znowu wracamy do pracy zespołowej. Podczas naszej sesji, Daria kontrolowała, czy wszystko jest w porządku z makijażem i włosami, a ja mogłem sprawdzić, czy na pewno światło i kadr są takie, jak zaplanowałem. W moim przypadku komputer był podłączony do dużego telewizora, ale to tylko dlatego, że telewizor po prostu tam wisi. Do tetheringu najczęściej wykorzystuję Capture One – jest najszybszy i najlepiej pokazuje kolory.
W fotografii beauty światło odgrywa pierwsze skrzypce i tak też jest w przypadku naszej sesji. Zdjęcia zrobiłem przy użyciu maksymalnie trzech lamp GlareOne VEGA 400, czyli nowych lamp tego producenta. Po testach lamp GlareOne LED 600D i LED 1500 z chęcią przyjrzałem się błyskowemu modelowi VEGA 400. To lampa kosztująca 699 zł i objęta jest 3-letnią gwarancją producenta.
Na pierwszy ogień wybraliśmy wiosenny klimat. Delikatny makijaż, kwiaty, miękkie światło – to nie może się nie udać. Kiedy Daria robiła makijaż, ja zabrałem się za ustawienie świateł. Z góry, na uchwycie GlareOne Kenku umieściłem jedną lampę GlareOne VEGA 400 z softboxem ośmiokątnym 120 cm. Zawsze softbox umieszczam nieco przed modelką – to daje delikatniejszy efekt i nie ma efektu hotspota na grzywce i czubku głowy. Od spodu, opierając o statyw, ustawiłem srebrną blendę 60 × 90 cm. To klasyczne ustawienie typu clamshell. Blenda ładnie rozbiła cienie i wygenerowała blik w oku. Takie światło jest jednak dość płaskie. Żeby dodać więcej życia, użyłem kolejnych dwóch lamp GlareOne VEGA 400, tym razem na statywach GlareOne Alki 200, ze stripami 30 × 120 cm i gridami. Uwielbiam kontrować z tego typu modyfikatorami – dają ukierunkowane, ale nadal miękkie światło. Dzięki temu nie muszę się martwić o ostre cienie rzucane na twarz przez włosy, czy wypalenia na policzku. Całość uzupełniło różowe tło za Amelią. Jeśli chodzi o ustawienia aparatu i lamp, to pracowałem na 1/250 s, f/8 i ISO 200, natomiast światło główne było ustawione na 1/8 mocy, a kontry na 1/16 – ot, cała magia.