Fujifilm X-S20 trafił do mnie na kilka dni, zanim przechwycił go Jacek Sopotnicki, który pracuje nad pełnym testem. To moje pierwsze wrażenia, zdjęcia, zanim zobaczycie szczegółową recenzję.
Fujifilm X-S10 testowałem z wielką przyjemnością i moim zdaniem, był to najlepszy aparat do 5000 zł. To jeden z najlepszych aparatów, który łączy piękne wzornictwo ze świetnymi możliwościami foto, i wideo. Czy jego następca, Fujifilm X-S20, jest równie dobry na tle konkurencji? Oto moje pierwsze wrażenia.
Fujifilm X-S20 trafił do mnie na kilka dni, zanim przechwycił go Jacek Sopotnicki, który pracuje nad pełnym testem. To moje pierwsze wrażenia, zdjęcia, zanim zobaczycie szczegółową recenzję.
W nowym aparacie zostawiono te elementy, które stanowiły o jego sile, ale ulepszono najsłabsze strony.
Wykonany ze stopu magnezu korpus, wygląda niemal identycznie, jak u poprzednika. Jego większą część pokryto przyjemną w dotyku, miękką gumą. Aparat jest minimalnie cięższy (465 g vs 491 g), i ma większy grip z przodu, co może oznaczać tylko jedno: większy akumulator. Zamiast malutkiego NP-W126S znanego z aparatów kompaktowych, w X-S20 znajdziemy wydajne ogniwo NP-W235, stosowane w sztandarowych modelach, jak X-T4, czy X-T5.
To wielka zmiana, ponieważ poprzednik padał szybciej niż komary w domu po włączeniu Raida. X-S20 jest w stanie wykonać ok. 800 zdjęć na jednym ładowaniu — ponad dwukrotnie więcej niż poprzednik. W końcu!
W praktyce akumulator świetnie się sprawdza. Przy codziennym, luźnym fotografowaniu, aparatu można w zasadzie nie ładować przez dobre 3-4 dni. Cały dzień w podróży to dla niego żaden problem.
Świetną zmianą jest także dodanie osobnego portu minijack do odsłuchu. Wcześniej monitorowanie poziomów dźwięku odbywało się wyłącznie po podłączeniu adaptera USB-C). Co ciekawe, gniazdo ulokowano w osobnej zaślepce po stronie przeciwnej, do pozostałych złącz. Ma to jakiś sens, bo przynajmniej kabel słuchawek, nie będzie nam przesłaniał ekranu.
Ciekawą nowością, jest także możliwość podłączenia dedykowanego modułu chłodzącego. W ten sposób możemy wydłużyć maksymalny czas nagrywania 6,3K do 80 minut. Takie rozwiązanie wymusza jednak pracę na otwartym wyświetlaczu. Skoro już o ekranie mowa, to nowy 3-calowy tylny wyświetlacz o wyraźnie większej rozdzielczości 1,84 mln punktów. Poprzednik miał tylko 1,04 mln punktów, a różnica jest wyraźnie wyczuwalna.
Szkoda, że nie zmieniono wizjera. X-S20 ma wciąż konstrukcje o rozdzielczości 2,36 mln punktów i przybliżeniu 0,62x. W praktyce, wizjer daje radę, jest komfortowy i jasny.
Układ przycisków aparatu nie uległ zmianom, ale niektóre przyciski i pokrętła zostały lekko uwydatnione, dzięki czemu obsługa aparatu, jest przyjemniejsza. X-S20 to wciąż jeden z niewielu aparatów tej marki, który ma pokrętło trybów PASM. Nowością jest tam tryb vlog, po włączeniu którego, na ekranie możemy kontrolować 6 najważniejszych parametrów do nagrywania samego siebie w prosty sposób.
U góry mamy też spust migawki, a obok niego, znajdują się trzy przyciski: Q (uruchamia skrócone menu), ISO (zmiana czułości) oraz nieduży, czerwony przycisk do sterowania nagrywania. Nie zabrakło też dwóch tarcz (czas naświetlania i wartość przysłony). Z tyłu nie zabrakło joysticka do zmiany punktów AF, czy dwóch dodatkowych przycisków.
Fujifilm X-S20 wciąż bazuje na tym samym, sprawdzonym sensorze APS-C X-Trans CMOS z rozdzielczości 26 Mpix z modelu X-T4, ale matryca współpracuje z nowszym procesorem X-Processor 5. W tej klasie sprzętu, większej rozdzielczości nie potrzeba, ale większa wydajność, sporo zmienia.
Aparat wyraźnie lepiej radzi sobie z automatycznym ustawieniem ostrości. Niepewny AF był sporym mankamentem X-S10, a w nowym modelu można o tym zapomnieć. X-S20 dostał układ autofokusa z detekcją obiektów opartą na algorytmach sztucznej inteligencji, umożliwiających wykrywanie i rozpoznawanie zwierząt, ptaków, samochodów, motocykli, rowerów, samolotów, pociągów, owadów, a nawet dronów. Zaawansowany algorytm predykcyjny wzięty z flagowego modelu X-H2S, ma umożliwiać stabilne utrzymywanie ostrości na obiekcie nawet w trybie autofokusa ciągłego (AF-C). Wydajność AF ma być na poziomie porównywalnym do tego w układach zastosowanych w aparatach 5 generacji serii X, takich jak Fujiiflm X-T5. Nie miałem czasu dokładnie tego sprawdzić, ale codziennym fotografowaniu, AF radził sobie o niebo lepiej, niż w X-S10.
Jakość zdjęć jest na poziomie podobnym, co w X-S10. Obrazki są przepiękne, nawet prosto z aparatu, jako JPEG. Fajna plastyka, przyjemne kolory, te zdjęcia są proste w obróbce. W kwestii szumów jest naprawdę dobrze: przy ISO 1600 praktycznie nie widać cyfrowego ziarna, a ISO 6400 jest spokojnie użyteczną czułością.
Nowy procesor sprawił, że Fujifilm X-S20 ma dużo większe możliwości wideo. Aparat oferuje możliwość zapisu wideo do 6,2K/30P 4:2:2 10-bit wewnętrznie z nadpróbkowaniem z 6K, dzięki czemu, obraz 4K będzie się charakteryzować dużo większą szczegółowością. W 4K maksymalny klatkaż to 60 kl./s, a do dyspozycji mamy także Full HD 1080p do aż 240 kl./s. Po podłączeniu za pośrednictwem złącza HDMI zewnętrznego rejestratora ATOMOS mamy możliwość rejestracji materiałów RAW z aparatu w postaci filmów w 12-bitowym formacie Apple ProRes RAW w rozdzielczościach do 6,2K i o klatkażu do 29.97 kl./sek. Z kolei podłączenie urządzenia Blackmagic Design Video Assist 12G otwiera drogę do zapisu materiałów RAW z aparatu w formacie Blackmagic RAW w rozdzielczościach do 6.2K i o klatkażu do 29.97 kl./sek. To wielki krok naprzód, bowiem poprzednik oferował „tylko” wideo 4K 30 kl./s 4:2:0 200Mbps/100Mbps 8-bit wewnętrznie. W X-S20 nie mogło też zabraknąć płaskiego profilu F-Log2, umożliwiając rejestrację wideo w poszerzonym do ponad 13 działek EV zakresie dynamicznym.
Skoro już o USB-C mowa, to X-S20 pozwala także na podłączenie do komputera w charakterze kamery internetowej, bez konieczności korzystania z oprogramowania w rodzaju FUJIFILM X Webcam. W czasie streamów możemy stosować tryby symulacji filmu. Ustawienia fotograficzne mogą być regulowane nawet wtedy, gdy aparat jest podłączony do komputera. Nowy aparat Fujifilm jest kompatybilny z dodatkowym wentylatorem chłodzącym (Fujifilm Fan-001), który został pokazany wraz z aparatem X-H2.
Fujifilm X-S20 kosztuje w Polsce 6 299 zł za sam korpus. To wyraźnie więcej niż jego poprzednik, X-S10, którego obecnie można dostać za ok. 4700 zł. Jest to jednak cena za aparat sprzed pandemii, wojny i inflacji. Poza tym dostajemy dużo więcej, za co warto dopłacić.
Głównym konkurentem X-S20 jest Sony A6700, który został wyceniony na 7900 zł. Oba aparaty mają nieco inną filozofię, ale jeśli nie potrzebujesz 4K 120 p, najlepszego AF, czy ogromnego wyboru obiektywów, Fujifilm X-S20 wydaje się być mistrzem możliwości do ceny.