Niektórzy mówią, że aparaty Fujifilm z serii X100 są nie do zastąpienia, a za nową sztukę, warto zapłacić i poczekać kilka miesięcy w kolejce. Inni po prostu kupują inny, zbliżony możliwościami aparat, który jest dostępny od ręki i też ma wiele do zaoferowania. I to właśnie dla takich osób, przygotowaliśmy ten poradnik.
SPRAWDŹ KODY RABATOWE
Oszczędź do 500 zł! Przy zakupie jednego z polecanych aparatów, wpisz w koszyku kod rabatowy, a cena zostanie od razu obniżona o wskazaną kwotę. Oferta nie łączy się z ratami 0% i pozostałymi promocjami z wyłączeniem programów cashback producentów. Kody znajdziesz w ramkach z ceną.
Alternatywy Fujifilm X100VI – aparaty z wymienną optyką
Fujifilm X-T30 II + obiektyw 27 mm
Jeśli zależy nam na słynnych trybach symulacji filmów, nowym zestawie i rozsądnej cenie to najciekawszym wyborem będzie Fujifillm X-T30 II. W parze z niedużym tanim obiektywem, jak TTArtisan AF 27mm f/2.8, Viltrox 28 mm f/4.5 Pancake czy Fujinon XF 18 mm f/2 R, może być ciekawą alternatywą dla kultowego już modelu Fujifilm X100V czy X100VI.
Fujifilm X-T30 II to odświeżona wersja aparatu zaprezentowanego w połowie 2019 r. Bezlusterkowiec ma sensor APS-C BSI CMOS o rozdzielczość 26,1 Mpix i jest pozbawiony filtra dolnoprzepustowego. Do tego bardzo szybki i celny 425-polowy AF ze detekcją fazy o 100% pokryciu kadru, usprawnione algorytmu śledzenia (również w trybie ciągłym AF), wizjer elektroniczny OLED o rozdzielczości 2,36 Mpix, 3-calowy odchylany ekran dotykowy o rozdzielczości 1,6 mln punktów.
Aparat ma dobrą ergonomię, solidne wykonanie i jest bardzo ładny. W parze z obiektywem typu 27 mm otrzymamy zestaw o ekw. ogniskowej 40 mm, niedużych rozmiarach i cenie ok. 5000 zł. Myślę, że to uczciwa oferta, ale mówimy tutaj tak naprawdę o alternatywie dla modelu X100V. Oba aparaty dzielą bowiem ten sam sensor i nie mają systemu stabilizacji. Jeśli zależy nam na identycznej matrycy 40 Mpix, trzeba sięgnąć po nowszy model: X-T50.
Wzornictwo modelu X-T50 jest utrzymane w podobnym stylu, co X-T30/X-T30 II, ale widać, że korpus został przeprojektowany. Aparat waży nieco ponad 400 g i jest trochę grubszy. Nic dziwnego, bowiem zastosowano tu system stabilizacji matrycy. Nowością jest natomiast tarcza dedykowana do zmiany trybów symulacji filmu.
Mamy także ekran LCD o przekątnej 3 cali i rozdzielczości 1,62 mln punktów, który nie jest odchylany o 360 stopni czy 180 stopni do vlogowania, a jedynie do tyłu w osi matrycy. Nie zabrakło także niezłego wizjera o rozdzielczości 2.36 mln punktów. W środku jest też to samo ogniwo, co w poprzedniku, które ma pozwolić na wykonanie do 390 zdjęć oraz pojedynczy slot na karty pamięci SD UHS-II.
Fujifilm X-T50 w parze z obiektywem 27 mm to wydatek przynajmniej ok. 8000 zł, chociaż w promocji, można sporo zaoszczędzić. Poza tym zyskujemy na uniwersalności (wymienne obiektywy) oraz zyskujemy wspomniane dedykowane pokrętło trybów symulacji — coś, czego nawet X100Vi nie ma. Tracimy jednak na rozmiarach, bo X-T50 jest jednak wyraźnie większy.
W porównaniu z X-T30 II nowyszy bezlusterkowiec Fujifilm X-M5jest mniejszy, nieco lżejszy, ma delikatny grip oraz nie posiada wbudowanego wizjera. Został natomiast wyposażony w nowszy i bardziej wydajny procesor, który otwiera większe możliwości wideo oraz wyraźnie lepszy autofokus.
W trybie foto X-M5 ma niemal identyczne możliwości co X-T30 II. Oba aparaty dzielą matrycę APS-C X-Trans o rozdzielczości 26 Mpix, wykorzystywaną wcześniej w np. Fujifilm X-T4, czyli sztandarowym aparacie tej marki, czy niezwykle popularnym Fujifilm X100V. X-M5 ma jednak wyraźnie lepszy AF — szybszy, pewniejszy, lepiej wykrywający większą liczbę obiektów. Przeszkadzać może brak wbudowanego wizjera.
Aparat ma za to o wiele większe możliwości wideo. Oferuje 6,2K open gate 30p, albo 4K 60p (nadpróbkowane z 6K) bez cropa. We wszystkich trybach bez stabilizacji cyfrowej, dostępne są zarówno tryby profesjonalne F-Log/F-Log2 (4:2:2, 10-bit, 200 Mbps), jak i tryby symulacji filmów. X-M5 ma także migające diody oraz czerwoną ramkę w ekranie, dwa złącza minijack, oraz wbudowany mikrofon, czyli zaawansowane dodatki dla twórców wideo. Skoro o ekranie mowa, to również jest to panel 3-calowy, ale o mniejszej rozdzielczości nieco ponad 1 mln punktów. Wyświetlacz ulokowano jednak na obracanym przegubie, dzięki czemu możemy podglądać siebie samego w czasie nagrań.
Bardzo ciekawą alternatywą dla Fujifilm X100VI są dwa aparaty marki Nikon: pełnoklatkowy Zf oraz mniejszy Zfc z sensorem APS-C. Oba wyróżniają się niezwykle klasycznym wzornictwem: są wiernymi kopiami tradycyjnych aparatów sprzed lat. Oprócz tego, Zf ma także świetne tryby zdjęć czarno-białych z możliwością szybkiego przełączenia tarczą.
Mocnym punktem aparatu jest także dopracowana, pełnoklatkowa matryca CMOS BSI o rozdzielczości 24.5 Mpix, wyjęta wprost z Nikona Z6 II. Do tego, matryca jest sparowana z procesorem obrazu EXPEED 7, który jest stosowany we flagowych aparatach Nikon Z8 i Z9. Zestaw ten pozwala na wykonywanie zdjęć seryjnych z prędkością do aż 30 kl./s, w tym z rejestracją zdjęć w pętli, co pozwala na zapisanie pewnej ilości klatek sprzed wciśnięcia spustu migawki. Nikon Zf posiada klasyczną migawkę mechaniczną, w której dostępne czasy migawki sięgają od 30 do 1/8000 s.
Zaczyunamy od aparatów kompaktowych, które mogą nam zastąpić Fujifilm X100V czy X100VI.
Ricoh GR III X
Ricoh GR III X to uliczna wersja legendarnego już aparatu kompaktowego Ricoh GR III. Główną różnicą jest obiektyw: zamiast ekw. 28 mm, mamy 40 mm f/2.8. Aparat daje możliwość włączenia cyfrowego cropa dającego ekwiwalent 50 lub 71 mm. Widać jednak wyraźnie, że jest to ogniskowa typowo pod zdjęcia uliczne, dokumentalne, reportażowe, podróżnicze czy codzienne.
Aparat ma malutkie rozmiary 109.4 × 61.9 × 35.2 mm i wagę zaledwie 262 g (z baterią i kartą pamięci), co sprawia, że z łatwością można go mieć zawsze przy sobie. Schować do kieszeni spodni, torebki, plecaka lub nosić zawieszonym na nadgarstku na spacerze. Do tego, jego czarne, dyskretne wzornictwo sprawia, że nikt nie zwraca na niego uwagi. Fotografowane osoby nie traktują nas poważnie, co w przypadku zdjęć ulicznych, podróżniczych, ma duże znaczenie. Ricoh GR III X w czarnej wersji to trochę aparat typu stealth.
Ricoh GR III X - test. Zdjęcie obrobione. Fot. Krzysztof Basel.
Ricoh GR III X - test. Zdjęcie obrobione. Fot. Krzysztof Basel.
Ricoh GR III X - test. Zdjęcie obrobione. Fot. Krzysztof Basel.
Ricoh GR III X - test. Zdjęcie obrobione. Fot. Krzysztof Basel.
Ricoh GR III X - test. Zdjęcie obrobione. Fot. Krzysztof Basel.
Ricoh GR III X - test. Zdjęcie obrobione. Fot. Krzysztof Basel.
Ricoh GR III X - test. Zdjęcie obrobione. Fot. Krzysztof Basel.
Ricoh GR III X - test. Zdjęcie obrobione. Fot. Krzysztof Basel.
Ricoh GR III X - test. Zdjęcie obrobione. Fot. Krzysztof Basel.
Ricoh GR III X - test. Zdjęcie obrobione. Fot. Krzysztof Basel.
Ricoh GR III X - test. Zdjęcie obrobione. Fot. Krzysztof Basel.
Ricoh GR III X - test. Zdjęcie obrobione. Fot. Krzysztof Basel.
Ricoh GR III X - test. Zdjęcie obrobione. Fot. Krzysztof Basel.
Ricoh GR III X - test. Zdjęcie obrobione. Fot. Krzysztof Basel.
Ricoh GR III X - test. Zdjęcie obrobione. Fot. Krzysztof Basel.
Ricoh GR III X - test. Zdjęcie obrobione. Fot. Krzysztof Basel.
Ricoh GR III X - test. Zdjęcie obrobione. Fot. Krzysztof Basel.
Ricoh GR III X - test. Zdjęcie obrobione. Fot. Krzysztof Basel.
Ricoh GR III X - test. Zdjęcie obrobione. Fot. Krzysztof Basel.
Ricoh GR III X - test. Zdjęcie obrobione. Fot. Krzysztof Basel.
Ricoh GR III X - test. Zdjęcie obrobione. Fot. Krzysztof Basel.
Ricoh GR III X - test. Zdjęcie obrobione. Fot. Krzysztof Basel.
Ricoh GR III X - test. Zdjęcie obrobione. Fot. Krzysztof Basel.
Ricoh GR III X - test. Zdjęcie obrobione. Fot. Krzysztof Basel.
Ricoh GR III X - test. Zdjęcie obrobione. Fot. Krzysztof Basel.
Ricoh GR III X - test. Zdjęcie obrobione. Fot. Krzysztof Basel.
Ricoh GR III X - test. Zdjęcie obrobione. Fot. Krzysztof Basel.
Ricoh GR III X - test. Zdjęcie obrobione. Fot. Krzysztof Basel.
Ricoh GR III X - test. Zdjęcie obrobione. Fot. Krzysztof Basel.
Ricoh GR III X - test. Zdjęcie obrobione. Fot. Krzysztof Basel.
Ricoh GR III X - test. Zdjęcie obrobione. Fot. Krzysztof Basel.
Ricoh GR III X - test. Zdjęcie obrobione. Fot. Krzysztof Basel.
Ricoh GR III X - test. Zdjęcie obrobione. Fot. Krzysztof Basel.
Ricoh GR III X - test. Zdjęcie obrobione. Fot. Krzysztof Basel.
Ricoh GR III X - test. Zdjęcie obrobione. Fot. Krzysztof Basel.
Ricoh GR III X - test. Zdjęcie obrobione. Fot. Krzysztof Basel.
Ricoh GR III X - test. Zdjęcie obrobione. Fot. Krzysztof Basel.
Ricoh GR III X - test. Zdjęcie obrobione. Fot. Krzysztof Basel.
Ricoh GR III X - test. Zdjęcie obrobione. Fot. Krzysztof Basel.
Ricoh GR III X - test. Zdjęcie obrobione. Fot. Krzysztof Basel.
Ricoh GR III X - test. Zdjęcie obrobione. Fot. Krzysztof Basel.
Ricoh GR III X - test. Zdjęcie obrobione. Fot. Krzysztof Basel.
Ricoh GR III X - test. Zdjęcie obrobione. Fot. Krzysztof Basel.
Sercem aparatu jest pozbawiona dolnoprzepustowego filtru antyaliasingowego matryca CMOS wielkości APS-C i rozdzielczości 24 Mpix. To identyczny sensor, co w modelu GR III, podobnie jak i procesor GR Engine 6. Producent wbudował tu także system stabilizacji matrycy o realnej skuteczności ok. 2 EV. Te zestaw oferuje wysokiej jakości zdjęcia i ciekawą plastykę. Zdjęcia JPEG prosto z aparatu nie mają jakiegoś wyjątkowego charakteru, ale jeśli komuś zależy, to można do niego wgrać własne profile kolorystyczne, imitujące tryby symulacji filmów z aparatów Fujifilm.
Na koniec dwa niezwykłe, wręcz legendarne już aparaty: Leica Q3 i Q3 43. Oba mają niemal identyczny wygląd, oraz wnętrze, ale różnią się obiektywami.
Jedyną istotną zmianą w Leice Q3 43 jest obiektyw. Zamiast szkła o ogniskowej 28 mm, mamy tu nową konstrukcję APO Summicron 43 mm f/2. To sprawia, że nowe są także ekwiwalenty ogniskowej dla trybów crop (60, 75, 90 120 i 150 mm). Obiektyw składa się z 11 soczewek w 8 grupach, w tym 7 soczewek asferycznych. Konstrukcja nosi oznaczenie Leica „APO”, co wskazuje, że mamy tu apochromatyczną konstrukcję, która powinna zoptymalizować ostrość i zminimalizować podłużną aberrację chromatyczną. Dzięki niej, ostre części zdjęcia są tak wyraźne, że prawie wyskakują z kadru, a rozmycie tła tak gładkie i stopniowe, że mamy wrażenie, jakby zdjęcia były robione obiektywem z niższą wartością przysłony.
Skąd pomysł na ogniskową 43 mm? Powodów jest kilka. Wielu fotografów marudziło, że 28 mm w zwykłej Q3 to zbyt szeroka ogniskowa. Chcieli czegoś węższego, co lepiej sprawdzi się w fotografii ulicznej czy reportażowej. Klasyczne 35 mm to byłoby zbyt blisko do 28 mm, a 50 mm to już nieco zbyt duże przybliżenie. Zdecydowano się zatem na ogniskową 43 mm. Obiektyw o ogniskowej 43 mm jest też w pewnym sensie złotym środkiem: na tyle szeroki, że sprawdzi się w streecie, ale na tyle wąski, że można nic robić portrety środowiskowe, dokumentalne czy lifestylowe zdjęcia produktowe, a nawet detale (po włączeniu trybu makro). Amerykanin powiedziałby, że to brzmi jak plan. I zdecydowanie bym się z nim zgodził.
Dziennikarz, fotograf, twórca wideo z ponad 15-letnim stażem. Szef działu wideo w Spider's Web. Fan nowych technologii i nowych smaków z całego świata. Od lat związany z mediami foto i tech oraz branżą e-commerce. Przez niemal dekadę prowadził największy polski serwis o fotografii Fotoblogia.pl (Wirtualna Polska). Publikował w „Szerokim Kadrze", Digital Camera Polska, czy fotopolis.pl. Pracował też dla takich marek, jak Amazon, Allegro, Ceneo, Netguru, Divante czy TotalMoney.pl. Ceni szczery fotoreportaż, architektoniczny minimalizm, zdjęcia pokazujące prawdziwe życie, ale i intrygujące ujęcia z drona, dzięki którym odkrywa otaczający świat na nowo.